Czyli sprawa ani nie czarna, ani nie biała. Wymagająca pomyślunku i ostrożności w podejmowaniu decyzji oraz kierowania się logiką, a nie kolesiostwa, wątpliwie trzeźwych myśliwych i strzelania do wszystkiego co popadnie. To, że musimy żyć z przyrodą ramię w ramię w czasach, gdy nasze miasta dosłownie wrastają w łąki i lasy jest czymś oczywistym. Mniej oczywisty jest sposób, w jaki się z naszą rodzimą przyrodą obchodzimy.

Procedury polowań w wielu przypadkach są kompletnie nieprzemyślanymi przedsięwzięciami, polegającymi bardziej na swego rodzaju brutalnej zabawie i pijaństwie, a nie na kontrolowaniu populacji w mądry i świadomy sposób. Weźmy na przykład choćby bardzo głośną sprawę, jaką było strzelanie do dzików, bez ważenia na cokolwiek. Pod lufę nadawały się zarówno dojrzałe i silne odyńce, jak i lochy w ciąży czy te prowadzące już za sobą pasiaki. Podobno takich rzeczy się nie robi, więc dlaczego były robione? "Broniliśmy się przed rozprzestrzenianiem wirusa!" - powie ktoś, kto uważa, że takie działanie miało prawo mieć miejsce. Jednak co wspólnego przed obroną przed wirusem ma wybijanie Polskich watah, gdy zwierzęta nie uznają naszych państwowych granic i wolne terytoria przybywają inne stada, być może zakażone? Co wspólnego z ochroną przed wirusem ma strzelanie do wielu zwierząt, które przecież krwawią na trawę, na ziemię, albo nawet na większe odległości, gdy myśliwy jedynie zrani, a nie zabije. Czy nasz naród nie zdaje sobie sprawy z tego, jak skutecznie wirusy mogą być przenoszone przez krew?

Spłoszone zwierzęta w swym naturalnym odruchu uciekają, szukają bezpiecznych miejsc i migrują - co wspólnego z ochroną przed wirusem mają rozbiegające się w popłochu chore jednostki? I co wspólnego z tą ochroną mają myśliwi, którzy sami przemieszczają się po kraju by zabijać kolejne sztuki? Nie sądzimy by po każdych łowach pieczołowicie odkażali swoje ubrania, czy wozy mające styczność z ciałami martwych zwierząt.

Czy bardziej logicznym rozwiązaniem nie byłoby pozostawienie naszych watah na ich terenach, aby mogły patrolować ich granice i ewentualnie przeganiać uzurpatorów? Czy myśliwi nie mogliby w sposób przemyślany sprawować kontroli nad zdrowiem i stanem liczebnym tych watah w przemyślany sposób? I przede wszystkim, czy nie powinien w tej sytuacji zostać położony większy nacisk na zachowanie sterylnych warunków (specjalistyczna odzież, maty odkażające, bezwzględnia zmiana obuwia itp.) w hodowli trzody? Z pewnością miałoby to większy sens w kwestii walki z epidemią, ale jednocześnie nie byłoby tak zabawne i przyjemne dla wąskiej grupy części myśliwych, którzy masową rzeź wykonali z radością i podnieceniem. Ciężko wierzyć w dbałość o przyrodę, gdy łowiectwo nie skupia się na tym, co powinno, a wzamian tego lubuje się w strzelaniu dla sportu i pozyskiwaniu trofeów.

Regularny odstrzał zwierzyny łowenej ma kontrolować jej populację, gdy brakuje naturalnych drapieżników (które też nawiasem stanowią dla myśliwych wspaniały materiał do wypchania na ścianę). Logicznie można by dojść do wniosku, że myśliwi mają symulować selekcję naturalną, wytrzebiając część danych populacji. Tylko, że w wyniku selekcji naturalnej giną zwierzęta słabsze, stare, chore czy wadliwe genetycznie - takie są wybierane przez drapieżniki, które na nie polują. A jak swoje ofiary wybierają myśliwi? Idą na rykowisko, gdzie strzelają do potężnych, pięknych byków w sile swojego wieku. Ich cele mają budzące respekt rozłożyste poroża i emanują majestatem. Wychodzą na to swoje rykowisko mniej czujne niż zazwyczaj. Szukają partnerki, by przekazać swoje geny, które nawiasem między innymi decydują o ich sile, sprawności i zdolności do przetrwania. Paradoksalnie to, co powinno mówić samicy, że ten właśnie osobnik jest dobrym materiałem na ojca jej potomstwa, jednocześnie skłania myśliwego do tego, że warto to zwierzę zwyczajnie zabić. Dla trofea oczywiście, bo któż chwaliłby się wypchaną głową chorowitej i mniej okazałej sztuki?

Tak to niestety działa i nie wydaje się mieć nic wspólnego z prawidłowym postępowaniem wobec otaczającej nas przyrody. Nie tędy droga. Będziemy dążyć, by pójść tą właściwą i wierzymy, że i w tej kwestii uda się wspólnie zmienić coś na lepsze.

POWRÓT DO PROGRAMU

WESPRZYJ NAS


Rozliczenia transakcji kartą płatniczą i e-przelewem przeprowadzane są za pośrednictwem Dotpay.pl

Możesz także wysłać przelew bezpośrednio na nr konta:
48 1090 2327 0000 0001 4157 2292
Polska Partia Ochrony Zwierząt
Tytuł przelewu: "Darowizna - PPOZ"

UWAGA:
Wpłaty mogą być dokonywane wyłącznie przez osoby mieszkające w Polsce i posiadające polskie obywatelstwo.
Można je zrealizować poprzez przelew z konta osobistego (nie firmowego) lub za pośrednictwem przekazu pocztowego - jedna osoba może wpłacić maksymalnie jednorazowo 2000 zł.
Zsumowane wpłaty na partię nie mogą przekroczyć 33 750 zł na osobę w ciągu roku kalendarzowego.